Nie znam historii "Alicji w Krainie czarów" Lewisa Carrolla.
Nie oglądałam też filmu z 2010 roku o tym samym tytule z Szalonym Kapelusznikiem którego zagrał Johnny Depp.
Możliwe, że jestem wyjątkiem w tym książkowo- filmowym świecie, bo historie o dziewczynie, która przemierza krainę fantazji z nietuzinkowymi towarzyszami zna chyba każdy.
Cóż, poznałam za to retelling Christiny Henry, gdzie tytułowa bohaterka uciekła z zakładu psychiatrycznego w czeluści zepsutego, rozkładającego się i śmierdzącego złem Starego Miasta.
Nie oglądałam też filmu z 2010 roku o tym samym tytule z Szalonym Kapelusznikiem którego zagrał Johnny Depp.
Możliwe, że jestem wyjątkiem w tym książkowo- filmowym świecie, bo historie o dziewczynie, która przemierza krainę fantazji z nietuzinkowymi towarzyszami zna chyba każdy.
Cóż, poznałam za to retelling Christiny Henry, gdzie tytułowa bohaterka uciekła z zakładu psychiatrycznego w czeluści zepsutego, rozkładającego się i śmierdzącego złem Starego Miasta.
Cholera, czytając blurb i widząc okładkę Macieja Kamudy myślałam, że sama oszaleje, jeśli nie będę miała na własność tejże książki. Bo tak - nie da się przejść obojętnie obok okładki Macieja Kamudy.😁
Wiadomka, Wydawnictwo Vesper nigdy nie zawodzi. 👌😀
A jak wyszło?
Zacznijmy od początku.
Młodziutka Alicja zjawia się na obrzeżach Nowego Miasta cała zakrwawiona, pobita i z obłędem w oczach. Nieustannie bredzi coś o Króliku. Rodzina postanawia zamknąć ją w zakładzie dla psychicznie chorych - dla jej i dobra innych. I takim to sposobem dziewczyna trafia tam na wiele lat.
Starym Miastem rządzą gangi, to rozpusta i zło w czystej postaci. To stamtąd uciekła Alicja, ale nie pamięta jak to się stało i czemu tak właściwie się tam znalazła. W Nowym Mieście prowadziła dostanie i bezpieczne życie. Do czasu tragedii i zamknięcia w szpitalu. Teraz jej żywot sprowadza się do czterech ścian psychiatryka, a jedynym jej towarzyszem jest oko spoglądające na nią z dziury przy podłodze. Oko to należy do Topornika - kolejnej zbłąkanej duszy, która nie pamięta swojej przeszłości.
Pewnego dnia w szpitalu wybucha pożar. Zarówno Alicja jak i Topornik otrzymują szanse na ucieczkę. I oczywiście korzystają z niej. Jednak wraz z nimi ze szpitala psychiatrycznego umyka coś jeszcze. Coś mrocznego, zepsutego i potężnego.
Nietuzinkowa para zaszywa się w Starym Mieście, by tam poszukać odpowiedzi na dręczące ich pytania.
Przyznam, że zanim zakupiłam "Alicję" poczytałam nieco opinii o niej, część z nich nie należała do pozytywnych. Myślę sobie - spróbuję, przekonam się o co tyle 'dymu'.
I po skończonej lekturze sama mam mieszane uczucia. 👀
Wyszło na to, że plusy powieści równoważyły minusy, ale jak dla mnie tych słabych punktów było trochę za dużo.
Ale to po kolei.
Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron. Język jakim posługuje się autorka jest obrazowy i nie czułam żadnych zgrzytów. Przygodę Alicji początkowo śledziłam z zainteresowaniem, [ALE!] zmieniło się to gdzieś w połowie, kiedy nie mogłam już zdzierżyć naiwności głównej bohaterki. W sumie to Topornik zyskał moją dozgonną sympatię i to jego losy chciałabym poznać, bo sama Alicja bez niego jest dziwnie pusta i nudna. Irytowała mnie jej bierność i wieczne chowanie się za krewkim towarzyszem. To Topornik wychodził na przeciw wszystkim zagrożeniem. Nie był w stanie się bać. Szalony i nieobliczalny - takiego bohatera oczekiwałam, ale sądziłam, że to Alicja będzie dzierżyła te przymioty - a tu niespodzianka!
Alicja stanowiła tak naprawdę jego uzupełnienie, przeciwieństwo. Wolała kryć się w cieniu i liczyć na to że nic ją nie zaatakuję. Owszem przeszła metamorfozę, ale na tyle płaską, że nie zrobiło mi to żadnej różnicy.
W książce brakuję bohaterów z którymi możemy się swobodnie identyfikować. Akcja "Alicji" ma jakiś taki pomylony bieg, ale liczyłam na więcej. A można było poszaleć, oj można. Zwłaszcza mając do dyspozycji tak fantastycznie naszkicowany świat - Stare i Nowe Miasto. Okrucieństwa prezentowane przez autorkę niby były wstrząsające, ale czegoś w nich brakowało. Makabra była za mało... makabryczna? Za dużo gwałtów, to przyznaję, bo z każdym wspomnieniem kręciłam po prostu głową. Stało się to wszystko jakieś takie... groteskowe. A z pewnością absurdalne miejscami - walka z bossami, a zwłaszcza z Morsem. O zgrozo - dwa razy parsknęłam śmiechem.
Brutalny ten świat Alicji, gdzie kobieta jest jedynie zabawką mężczyzn. Zdeprawowane społeczeństwo, gnijący świat rozpusty i wielkie zło, które zabija wszystkich. Jest się czego bać, tego nie można odmówić autorce. Wiele świetnych pomysłów, tyle, że Alicja ich nie udźwignęła. Nie bez pomocy. No i miejscami rozwiązania fabularne były trochę za bardzo oklepane. 😔
Kurczę, nie myślałam, że wyleje tutaj tyle swoich żalów, jednak nie mogę przyznać, że historia nie ma wad. Bo ma. Jest zajmująca, ale zawdzięczamy to Topornikowi i bossom oraz szaleństwu jakie wokół siebie roztaczali. Nie Alicji.
Liczę na to, że w dalszym ciągu historii główna bohaterka czymś mnie zaskoczy.
Chce poznać więcej świata Christiny Henry, bo mimo wszystko jest intrygujący, dziki i zwariowany.
Może w kolejnej części autorka pokusi się o mniej ogłady?
Trochę biłam się z myślami przy ocenie.
Stanęło na szósteczce. Z małym plusem.
Podsumowując - retelling dobry, ale tyłka nie urwał - chociaż mógł.
"Alicja" - Christina Henry
Cykl: The Chronicles of Alice (tom 1)
Wydawnictwo: Vesper
Ilość stron: 304
Data wydania: lipiec 2020
Moja ocena: 6+/10
Komentarze
Prześlij komentarz