
Jest to chyba jedna z najbardziej rozpoznawalnych serii w Polsce. A przynajmniej wśród moich znajomych.
Dzięki Marissie Meyer poznaliśmy Kopciuszka - Cinder umorusaną smarem a nie popiołem, Czerwonego Kapturka - Scarlet pilotującą statek kosmiczny, Wilka zbudowanego z samych mięśni, uroczego Księcia Kaia walczącego z plagą, Złą Królową Levanę lękającą się luster piorącą mózgi psychopatkę, kapitana Thorne'a niepoprawnego lalusia i kobieciarza... więc pora na Cress - Roszpunkę. Jak się możemy domyślać dziewczyna nie przypomina pierwowzoru ani ociupinę. To niziutka Księżycowa o gorącym sercu i mózgu szalonego naukowca, potrafi zhakować każdy system. I tak, ma długie włosy. Ale nie lśniącą kaskadę opadającą do ziemi sprężystymi wstęgami, a ptasie gniazdo. To uroczą dziewczyna z rzadko spotykanymi umiejętnościami.
Wracając do wcześniejszych części serii - Cinder ucieka z więzienia wraz z Kapitanem Thornem, Dziewczyna chce poznać swoją przeszłość, bo czuję, że jest ona istotna w walce z Królową Levaną. Książę Kai decyduję się na ślub z Królową Księżycowych by ratować swoich poddanych. Nasz Kopciuszek oczywiście nie może dopuścić do takiej sytuacji i postanawia ratować chłopaka oraz ludzi przed potworną Levaną. Plaga nadal zbiera żniwo a antidotum na nią znajduję się w rękach Księżycowych. Scarlet i Wilk dołączają do ekipy Cinder, okazują się być cennymi nabytkami dla dziewczyny.
A gdzie w tym wszystkim jest Cress? Dowiadujemy się, że jest osobą, która ostrzegła Cinder przed Levaną i jej planami oraz najlepszym hakerem Księżycowych. Mieszka na satelicie krążącej wokół Ziemi. Do jej pierwszorzędnych zadań należy odnalezienie groźnej uciekinierki Cinder i jej przyjaciół. Dziewczyna jednak nie robi tego, chroni załogę Rampiona - statku kapitana Thorna, bo wie, że oni wszyscy mogą być ostatnią nadzieją dla Ziemi na wygraną z Levaną. Cress oczywiście w dość nietypowych okolicznościach wpada w wir niebezpiecznych zdarzeń i staję się kolejnym groźnym sprzymierzeńcem w intrydze Cinder przeciwko Królowej Księżycowych.
Czy już mówiłam, że uwielbiam serię Marissy Meyer? Nie?
Otóż uwielbiam każdego bohatera oraz każdą cząstkę świata stworzonego przez autorkę. Kocham czarny humor będący przeciwwagą dla strasznych wydarzeń. Jestem zachwycona szczegółowością scen, rozmachem bitew, w ogóle pomysłem na taką serię - gdzie naszą srebrzystą satelitę zamieszkuję rasa księżycowych ludzi władających telepatią.

Książkę polecam każdemu zakochanemu w baśniach i ich różnych aranżacjach. Tych mroczniejszych czy tych totalnie odjechanych. "Cress" to duża dawka adrenaliny, połączonej z zabawą, miłością, cierpieniem, bólem i walką o swoje lepsze ja. Wielki kocioł emocji, żądzy, fantazji, niekoniecznie dobrych decyzji. To uczta dla spragnionych emocjonujących walk i spektakularnych przemian bohaterów. W sumie odleciałam nieco w tych pochwałach. ;) Ale tak serio - każda część zachowuje jednakowy poziom, czyli ten znakomity. Uwierzcie mi, nuda Wam nie straszna z taką ekipą jaką stworzyła Marissa Meyer.
Cud. Miód. I malina. O ;)
P.S. Już zacieram ręce na "Winter", bo krótki epizod tejże tytułowej bohaterki w opisywanej książce dał mi wiele do myślenia.
"Cress" - Marissa Meyer
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 546
Data wydania: 5 czerwca 2019
Komentarze
Prześlij komentarz