"Masakra ludzkości" - Stephen Baxter

"Wyglądali, jakby tworzyli z dymem jedność, jakby wypływali ze snu, a szli długimi liniami - jeden prowadził, inni szli nieco z tyłu. Wyraźnie rzucało się w oczy, jak bardzo Marsjanie przerastają to, co stworzył człowiek, jakimi są gigantami we mgle. Poruszając się, nie wydawali żadnego dźwięku - słychać było jedynie łoskot strzelającej broni. "
Marsjanie mieli czternaście lat na poprawki po ostatnim ataku, a ludzie  dokładnie tyle samo czasu by uzbroić się, stworzyć lepszą broń, przeorganizować wojsko i ludność cywilną oraz poznać technologię pozostawiona przez obcych. Pierwsza Wojna Marsjańska pochłonęła wiele ofiar, dlatego też pozostali wyciągnęli odpowiednie wnioski -  przygotowali się na prawdopodobny drugi atak. Wojsko i rząd spoglądają spokojnie w niebo, nie lękając się o losy kolejnego starcia, bo wiedzą, że nie zakończy się inaczej niż wygraną. Ale czy na pewno?
"Masakra ludzkości" to bezpośrednia kontynuacja (o czym głosi okładka) "Wojny światów" H.G. Wellsa. W książce spotkamy wielu bohaterów mających swe epizodyczne role u Wellesa, ale i głównego bohatera - Waltera Jenkinsa. Cała historia Baxtera opiera się na próbie opowiedzenia dalszych losów ziemi po inwazji obcych z perspektywy kobiety- narratora, Julie. Czytamy dzienniki czyli wspomnienia walczących, ich osobiste przemyślenia i teorie podarowane bohaterce oraz jej własne przeżycia w celu upamiętnienia wydarzeń. Więc od razu zaczynają się nam schody, piętrzące niemiłosiernie ku górze (bo schody mają to do siebie) utrudniając  sympatyzowanie z bohaterami - przecież oni już to przeżyli - przez co akcja wlecze się tak mozolnie, że ja podchodziłam do lektury z lekkim znudzeniem. Nie czułam żadnego przyciągania, emocji, nawet nie miałam siły im kibicować, bo to 600 stron czasami mnie przerastało.
Marsjanie u Baxtera wzbudzają podobny lęk co obcy Wellesa, tylko, ze u tego drugiego wszystko ze sobą grało - i narracja i bohater czy wydarzenia -  tworząc niesamowitą aurę grozy oraz beznadziei. Inwazja autora "Wojny światów" przygniata nas wręcz do ziemi, Baxtera zszokowała co prawda, ale nie przeraziła śmiertelnie. Oczywiście doczytałam się sytuacji w których zbierałam szczękę z odłogi, ale było ich zdecydowanie za mało.
Polityka, wyjątkowo rozbudowana i często rozkładana na czynniki pierwsze, zabiła we mnie ducha przygody. Tak jak emocjonujących momentów było jak na lekarstwo, tak przez  opisy sytuacji politycznych trudno było się przebić przez ich rozległość. Ale - poznajemy świat po inwazji, więc to normalne, że czytamy więcej o sytuacji państw usiłujących zmierzyć się z tak potężnym wrogiem jakim są Marsjanie. 
"Masakra ludzkości" to dobra lektura na spokojny wieczór dla miłośników prozy Wellsa. W ogóle dla fanów fantastyki. Nie jeden w końcu zastanawiał się co się stało z ziemią po ataku obcych. Wielu chciało by przeczytać kontynuację stworzoną przez Wellsa. Ale Baxter to zrobił, sto lat później i dał radę.

Miłośnicy "Wojny światów" będą mieli możliwość znów spotkać sławnego Waltera Jenkinsa, przerażających Marsjan w swych machinach bojowych, a nawet poznać smak życia pod ich rządami. Przygodę z Baxterem uważam za udaną, lecz niezbyt ekscytującą. Za mało w niej emocji, które są tak ważne dla mnie  podczas czytania. Mimo opornego początku, książkę czyta się szybo, jeśli czytelnik pominie pewne mniej istotne niuanse.
"Masakra ludzkości" to hołd dla prozy Wellsa i jeśli mam być szczera to  udany. Szczegółowość na jaką pokusił się autor jest zachwycająca... no może momentami dobijająca...ale nie zmienia to faktu, że książka jest znakomicie dopracowana. Ja po skończonej lekturze miałam mieszane uczucia, jednak im więcej o niej myślę, tym bardziej doceniam pracę Stephena Baxtera.
Polecam. Mimo tych minusików, których się doszukałam.

"Masakrę ludzkości" otrzymałam dzięki portalowi Bookhunter.pl i tam też znajdziecie moje opinię. 

"Masakra ludzkości" - Stephen Baxter 
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 
Data wydania: 2 kwietnia 2019 
Liczba stron: 676


Komentarze